Niedawno w konkursie Chatka z yerba mate wygrałam ziołową yerbę, czym moje serce starego pijca yerby niebywale się rozradowało. I nadal raduje, bo zaraz listki yerby doświadczą dna mej tykwy, a co za tym idzie rozsmakuję się w ich pełni. Konkurs trudny nie był, wystarczyło wkleić zdjęcie z własnoręcznie przygotowanego tereré, czyli yerby na zimno (tutaj przepis, bardzo łatwy zresztą). Moją mate udoskonaliłam kawałkami pomarańczy:
Jednak nie samą yerbą człowiek żyje. A w każdym razie nie jedynie. Przykładny jogin pija także herbatę… zwykłą najlepiej. Do ascetów śiwaizmu dżhuna weszłam w mieścince Sonprayag na dzień przed wyruszeniem do Kedarnath. Marta uciekła, a dokładniej – mnie zachęciła, bym poszła do sadhu, a sama wymknęła się zwiedzać Sonprayag. Długo nie zastanawiałam się i śmiało weszłam do bazy ascetów, czym wzbudziłam nie tylko ich zainteresowanie – co biała kobieta chce od ascetów? – ale także miejscowych policjantów, stacjonujących naprzeciw sadhu. Domyślam się, że mniej więcej to samo pytanie sobie stawiali. A czego ja mogłam chcieć od ascetów w samym środku Himalajów, na wysokości 1800 m. n.p.m.? Poza rozmową, czyli rozpytywaniem o te i inne jogiczne sprawy, poza bananem i posiłkiem z soczewicy, które asceci ochoczo mi zaserwowali, przede wszystkim chciałam herbaty! Z cukrem i chyba tulsi:
Pośród sześciu rodzajów herbat (czarnej, zielonej, czerwonej, oolong, niebieskiej i białej) można bez końca przebierać w ich podrodzajach. Ja kocham herbatę zieloną. W Indiach kupiłam zielonego Darjeelinga, który smakuje wyśmienicie:
Po zaparzeniu wygląda tak (oczywiście przeparzyłam go, gdy ponad 2 nakazane minuty parzenia robiłam zdjęcia):
Czarnego Darjeelinga też kupiłam, podobnie jak Assam (na zdjęciu):
Oba idealnie nadają się na indyjski czaj (tutaj mój niedawny wpis i przepis na czaj wraz z wideo). Tyle że czaj, którego bazę stanowi Darjeeling, dobrze jest jeszcze czymś wzmocnić (nie jest to jednak konieczne) – poniżej w nepalskiej restauracji w Delhi mistrz kuchni dodał dla wzmocnienia koloru saszetkę herbaty jaśminowej:
Czaj pijało się jednak także i w himalajskich centrach restauracyjnych…:
a także wraz z prasadem, czyli darmowym świątynnym posiłkiem, na przykład w gurudwarach, sikhijskich świątyniach. Prasad przeznaczony jest bardziej dla Boga niż człowieka, ale to człowiek go spożywa – nadal nie rozwiązałam tej aporii/sprzeczności. Poniższy prasad był wprost przesmaczny!
Niemniej jednak to yerba mate pozostaje moim głównym napojem dnia. Kiedyś nie bardzo radziłam sobie z jej dymnym posmakiem. Wtedy postanowiłam spróbować kilku jej ziołowych odmian (Pajarito, Campesino itp.), których miętowy posmak skutecznie niweluje dymną siłę.
Na zdrowie zatem!
Niebieska herbata? Pierwszy raz o takiej słyszę, a chętnie bym spróbował! 🙂
A Darjeelinga też bardzo lubię, choć piłem tylko czarnego.
PolubieniePolubienie
Niebieska herbata to oolong/ulung (wūlóng, qing cha), a jej odmianami jest np. wu-yi. Herbaty jakoś tak szczególnie mnie fascynują, im głębiej w jogę i jej mądrość, tym bardziej serce bije ku herbacie. Niemniej jednak niebieska to ona nigdy się nie staje 😉 Liście ma jedynie mniej intensywnie czarne niż herbata czarna.
PolubieniePolubienie
Nic innego jak tylko wybrać się do Darjeelingu i na Tiger Hill – piękne widoki.
Marzy mi się przejść się po takim polu herbacianym i wypić świeżutka porcje.
A jak wracać do Polski, to tylko z sporym zapasem herbaty, wszelakich rodzajów 🙂 !
PolubieniePolubienie
Następnym razem… Wiesz, jako zagorzały miłośnik herbaty (i yerby) marzę o tym samym.
PolubieniePolubienie
Yerba z pomarańczą? Będę musiał przetestować, zwłaszcza, że robi się coraz cieplej 🙂
A próbowałaś kiedyś yerby z zimnym mlekiem? Całkiem niezła, choć strasznie brudzi bombille.
PolubieniePolubienie
Nieee…. a dobra jest? Jaki ma posmak?
PolubieniePolubienie
Dopiero zaczynam podróż po świecie yerba mate, fajnie jest dowiedzieć się o kolejnych gatunkach i rodzajach. Trochę minie, zanim uda mi się spróbować wszystkich, ale jestem dobrej myśli!
PolubieniePolubienie